Felieton(ik)
Kobieciątko
Pewien mój znajomy szuka żony. Na moje pytanie jakiej, odrzekł: normalnej. Drążąc temat dowiedziałam się, że normalna to taka, która urodzi dwoje dzieci, codziennie ugotuje obiad, skoczy do pracy i będzie oczekiwać męża. Którego, dodajmy, nie opuści aż do śmierci.
Pomyślałam, że wymagania oczywiste. Ale im bardziej analizowałam temat, tym więcej miałam wątpliwości, czy normalna nie znaczy dla młodych kobiet- poświęcająca się, przepracowana, niezadowolona, bez czasu dla siebie, niezrealizowana zawodowo. Skądś bowiem biorą się te wszystkie obawy, przed wypowiedzeniem wiecznego tak.
Odwróciłam wiec sytuację i zdałam sobie pytanie o normalnego męża. I jakbym nie rozpatrywała sprawy nie wychodziło mi: wychowujący dzieci, gotujący codziennie obiad, pracujący, czekający na żonę w domu. I dodajmy, nie opuszczający jej aż do śmierci.
Tak wiec popadłam w frustrację i to przed samym Dniem Kobiet. A że obchodziliśmy je po raz setny, przeprowadziłam szybką sondę wśród młodszych i starszych pań na temat wydarzeń sprzed wieku. I cóż okazało się, że żadna nie wiedziała, skąd wzięła się ta ważna dla kobiet rocznica.
Wszystkie te smętne refleksje zaowocowały na koniec na gruncie rodzinnym. Nastrojona bowiem bojowo, że świat w dalszym ciągu nas oszukuje, poniża i gnębi, postawiłam weto mężowi. I gdy zapytał (nieco podniesionym głosem) kiedy w końcu rozmrożę zamrażarkę, odrzekłam, że nie rozmrożę. Mamy bowiem parytety, więc niech rozmrozi ją sam.
A znajomemu doradzę. Otóż normalna żona to taka, która tak pokocha, że z radością zniesie te rygorystyczne wymagania, które mężczyznom wydają się takie normalne.
eco