Chcę tylko grać
Krzysztof Szubert to nauczyciel muzyki zarówno w szkole, jak i kołach zainteresowań. Spod jego ręki wyszło wiele młodych talentów, w tym dwie uczestniczki telewizyjnego show „Must Be The Music”. Jest koordynatorem m.in. projektu „Pomagamy sobie sami”, desantu gitarowego i Gitarowego Rekordu Guinessa. Pracując z młodzieżą, przygotował wiele wartościowych programów muzycznych. Prowadzone przez niego zajęcia nie bez powodu nazywane są „kuźniami talentów” - składają się na to podejście do młodzieży i otwarcie na partnerską współpracę z młodymi twórcami. Otrzymał Smoka Sukcesu za rok 2011 w kategorii kultura i oświata. Prywatnie ma żonę Monikę oraz córkę Julię. Jego hobby ( prócz muzyki) to fotografowanie i obróbka cyfrowa zdjęć.
WŻ: Niektórzy mówią, że Pan to taki człowiek -orkiestra. Z dużą energią i zapałem. Nie ma Pan czasem dość?
KS: Nigdy. Zawsze jest coś do zrobienia. Zawsze były, są i będą marzenia, kolejne pomysły do zrealizowania. To prawda, bardzo dużo czasu poświęcam dzieciom i młodzieży. Na co dzień pracuję w Szkole Podstawowej w Żmigrodzie. To już ponad 9 lat temu rozpocząłem t ę pracę. Oprócz przedmiotów muzyka i plastyka, których uczę, prowadzę w szkole zajęcia zespołu wokalnego, był także zespół instrumentalny, kółko plastyczne, fotograficzne, grupa animacyjna i inne. Od kilku lat związałem się także z Zespołem Placówek Kultury, gdzie prowadzę warsztaty gitarowe, zespół wokalny i instrumentalny. Kocham swoją pracę, nie zamieniłbym jej na żadną inną. Nie brakuje mi energii i zapału, bo to właśnie ci wszyscy młodzi ludzie "nakręcają” mnie do takiej wytężonej pracy. Jeszcze ani razu nie zastanawiałem się nad tym, czy kiedyś się "nie wypalę”, czy nie przejdzie mi zapał! Póki co jest dobrze, a w głowie rodzą się kolejne nowe pomysły.
WŻ: Skąd muzyka wzięła się w Pana życiu? Kiedy zaczęły się Pana fascynacje muzyczne?
KS: Hmm...muzyka w moim domu rodzinnym była od zawsze, ponieważ mój tato był muzykiem, grał na gitarze solowej i basowej. Odkąd pamiętam, zawsze w domu słuchało się dużo dobrej muzyki, były w nim instrumenty. Posiadam w moim archiwum- na taśmach magnetofonu szpulowego - moje nagrania z dzieciństwa, popisy wokalne solowe i te w ducie z moją starszą siostrą Moniką. W domu zawsze byli muzycy, koledzy taty, próby jego zespołu. Już wtedy to mi imponowało. Kiedy byłem chyba w drugiej klasie szkoły podstawowej, rodzice kupili mi pod choinkę keyboard. Co to było za cudo, różne brzmienia, rytmy i melodia demo z tematem "500 miles”. Pierwszym nauczycielem był tato, akordy, proste melodie, także podstawy gry na gitarze basowej. Niestety po roku czasu okazało się, że bardzo szybko skończyły się możliwości instrumentu, który posiadałem i musieliśmy dokonać zakupu instrumentu z pełnowymiarową klawiaturą, w dodatku dynamiczną tj.czułą na docisk jak w fortepianie. Tak też się stało. Wtedy też rodzice zapisali mnie na prywatne lekcje gry na fortepianie do rawickiego muzyka Władysława Walusa, któremu zawdzięczam bardzo dużo. Wspólnie z kolegami ze szkolnej ławki zaczęliśmy wspólnie muzykować. Mieliśmy poważny skład: dwie gitary, ja na basie, kolega na klawiszach, kolejny na perkusji i wokalista. Zaczęliśmy działać pod nazwą "ZESPÓŁ BEZ NAZWY”, z czasem koleżanka zaproponowała "LES GARSONS” i tak zostało. Od początku były to proste covery grupy
Dżem, Lady Pank, Chłopcy z placu broni, Big Cyc itp. Stary, dobry, polski rock. Próby w miarę możliwości odbywały się w auli naszej szkoły oraz po domach i garażach kolegów z zespołu. Warto wspomnieć, że mieliśmy po 12 lat, obecnie jest to 6 klasa. Graliśmy razem podczas szkolnych uroczystości, festynów szkolnych, nawet w kościele podczas rekolekcji. Także z tamtego okresu posiadam nasze wspólne nagrania na kasetach magnetofonowych. Pamiątka na lata. W tym momencie nie sposób nie wymienić dwóch bardzo ważnych dla mnie, dla nas osób, które bardzo nam pomagały, a mianowicie naszej pani dyrektor Danuty Przybył, która wspierała nas sprzętem szkolnym, także w okresie ferii i wakacji, oraz od klasy czwartej nauczycielki muzyki pani Grażyny Najman. To właśnie dzięki tej drugiej dzisiaj robię to, co robię i jestem tym, kim jestem w życiu zawodowym. To ona zaszczepiła we mnie na dobre miłość do muzyki i chęć bycia nauczycielem tego przedmiotu. Jak dziś pamiętam, że to właśnie w klasie ósmej szkoły podstawowej podjąłem życiową decyzję, że chcę ukończyć akademię muzyczną i zostać nauczycielem muzyki. Miałem niespełna 14 lat.
Niestety z powodu wyboru różnych szkół średnich przez członków naszej "muzycznej” paczki zespół się rozpadł. Już wtedy fascynowała mnie kompozycja i aranżacja utworów muzycznych. Od znajomego kolegi, muzyka z Katowic kupiłem muzyczny komputer Atari 1040 STE. Przywiózł mi go osobiście do domu z Katowic. Co to był za komputer. Typowo "muzyczny”, fabryczne gniazda MIDI do komunikacji między elektronicznymi instrumentami, dodatkowe porty na kolejne klawiatury i program CUBASE - na którego oczywiście nowoczesnej już wersji, w dalszym ciągu pracuję - od którego zacząłem aranżować, 2 klawiatury, 16 śladów MIDI czyniło cuda. Koledzy mieli Amigi, PC do potrzeb gier ,a ja aranżowałem. Powstały wtedy setki aranżacji. Żeby stać się po części niezależnym finansowo - sprzęt muzyczny zawsze sporo kosztował - podjąłem popołudniami pracę gońca, doręczałem korespondencję na rzecz poważnej instytucji. Były z tego fajne pieniążki, które oczywiście inwestowałem w sprzęt muzyczny. Będąc w liceum, poznałem wielu wspaniałych kolegów muzyków, z którymi współpracowałem przez kolejne lata, były też kolejne zespoły. Trafiłem na kolejnego nauczyciela muzyki pana Adama Krenza, dyrektora Państwowej Szkoły Muzycznej we Wschowie, który jeszcze bardziej utwierdził mnie w dążeniu do realizacji moich planów. Po zdaniu matury od razu złożyłem papiery do Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej im. A. Komeńskiego w Lesznie na wydziale Edukacja Muzyczna z pedagogiką opiekuńczo -wychowawczą i muzyką estradową. I się zaczęło... Studia dzienne, muzycy, wspaniali profesorowie, koncerty, występy, chór, festiwale w Polsce, Włoszech, Grecji. Niesamowite lata, wspomnienia, przeżycia, miejsca i ludzie. Tutaj potrzeba by osobnego artykułu na temat studiów, bo to dosłownie godziny opowiadania. Potem udałem się na Akademię Muzyczną im.J.I.Paderewskiego w Poznaniu. Tutaj już studia magisterskie w trybie zaocznym, ponieważ chciałem podjąć pracę. I podjąłem w Szkole Podstawowej w Żmigrodzie. W międzyczasie na potrzeby uzyskania kwalifikacji do nauczania drugiego przedmiotu, jakim jest plastyka, ukończyłem studia podyplomowe w zakresie Sztuka"Plastyka, Muzyka w Wyższej Szkole Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa w Poznaniu.
WŻ: Jaki muzyk był dla Pana wzorem?
KS: Miałem i mam wiele muzycznych wzorów. Na początku bez wątpienia był nim tato. Potem kolejni muzycy, kilku wymieniłem powyżej oraz wielu, których wymienić by trzeba, ale lista jest dość spora. Czerpię inspiracje od wielu ludzi. Nie ma jednego wzoru, ideału, który miałby to wszystko. Każdy ma coś swojego, oryginalnego, co mi się podoba. Jestem multiinstrumentalistą, stąd w kategorii gitara basowa cenię sobie: Wojtka Pilichowskiego za technikę i szybkość, Tomasza Grabowego za dokładność i każdy osobno przemyślany dźwięk, oraz Victora Vootena za cudne solówki oraz piękno brzmienia w zespole Fleckstones. W kategorii gitara solowa: Tomasz Ślotała -muzyk, gitarzysta country, za niesamowitą technikę gry metodą chicken-picking, Neil Zaza za magię dźwięków gitary elektrycznej i Tommy Emmanuel -wirtuozeria gitary akustycznej. W kategorii instrumenty klawiszowe: Andrzej Walus, niepowtarzalny własny styl gry na fortepianie, Chick Corea, Jean Michael Jarre za jego Oxygene 4. W kategorii aranżacja: Adam Sztaba niesamowite pomysły na utwór muzyczny, Robert Janson za smak i niepowtarzalne stylowe brzmienie syntezatorów i brzmień typu pad. I mógłbym tak dalej... Jest ich dość sporo, a i kategorii więcej.
WŻ: Muzyka jako praca zawodowa, jako hobby, jako sposób na dorobienie. Czy w Pana życiu jest ona najważniejsza, czy to tylko tak może się wydawać, czytając Pana dossier?
KS: Muzyka jest dla mnie ważna, to faktycznie mój dochód. Zawsze marzyłem, żeby utrzymywać się z muzyki. Najważniejsza jest jednak rodzina, żona Monika, córka Julia, rodzice i zdrowie nas wszystkich. To jest w życiu najważniejsze. Żadne dobra materialne szczęścia prawdziwego nie dają. Zawsze to powtarzam, że to kim jestem, jakim jestem człowiekiem, do czego doszedłem, to zasługa moich rodziców, a obecnie mojej cudownej żony. To jej wyrozumiałość i cierpliwość, wsparcie i zrozumienie pozwalają mi realizować się i robić to, co lubię. To jest bardzo ważne, żeby robić to, co lubimy i pracować nie tylko dla pieniędzy ,ale przede wszystkim dla własnej przyjemności i czerpać z niej jak najwięcej.
WŻ: Życie dookoła nas coraz szybsze, coraz wygodniejsze, coraz powierzchowniejsze? Jaką drogę życia wybiera Pan na następne lata? Czym będzie się kierował w tym życiu?
KS: Rodzina, zdrowie, przyjemności, wycieczki, a potem cała reszta świata. Nie zamierzam się zmieniać. Lubię siebie, lubię swoje życie. Staram się zawsze podążać do przodu, nie oglądam się za siebie. Często mówię to, co myślę, bo nie lubię "cukrowania” i tzw. owijania w bawełn. Jeśli ktoś lub coś mi się nie podoba, to mówię o tym głośno, bo nie ma sensu oszukiwanie samego siebie, a już na pewno kogoś. Żyjemy w dziwnym świecie. Życie pędzi, przemija i kiedyś się skończy. Nie ma tutaj czasu na złości, obrażanie się, zawiść, bo to i tak niczego nie zmieni.
WŻ: Co uważa Pan za swój największy sukces?
KS: Sukces. Przeżywam wiele takich moich "małych sukcesów”,ale nie uważam się za człowieka sukcesu. Cieszę się, że jestem tym, kim jestem. Mam wspaniałą rodzinę, zdrowie, pracę, zainteresowania. To jest mój sukces w życiu prywatnym. Sukcesy w życiu zawodowym to sukcesy osób, z którymi pracuję, są one dla mnie największą nagrodą. Cieszę się, kiedy mogę komuś sprawić radość. Sukcesy moich uczniów to jest prawdziwa nagroda. Śpiewają, grają, muzykują, spotykają się, czerpią z muzyki to, co ja robiłem w ich wieku. Wielu z moich byłych i obecnych uczniów uczęszcza do szkół muzycznych, państwowych i prywatnych, uczą się prywatnie, rozwijają się, to bardzo cieszy. Odnoszą sukcesy. To jest dla mnie największa nagroda, to że udało mi się zaszczepić w nich miłość do muzyki. Wielu z nich mówi o studiach muzycznych i to jest piękne, bo cudne lata przed nimi. Na samych zajęciach w Zespole Placówek Kultury pracuję tygodniowo z prawie 90 osobami. Gramy na gitarach, obecnie na trzech etapach: podstawowym, średniozaawansowanym i zaawansowanym, Ci ostatni tworzą swoje zespoły, formacje, grają ze sobą, są soliści, solistki chętni na śpiew. Bierzemy udział w imprezach, występach, konkursach, przeglądach, festiwalach. Zdobywamy nagrody, dyplomy, wyróżnienia. Ich sukces, to mój sukces.
Cieszę się i jest mi niezmiernie miło, że szanowna kapituła Żmigrodzkiego Smoka Sukcesu przyznała mi tegoroczną statuetkę. Dziękuję wszystkim, którzy na mnie głosowali. To dla mnie bardzo ważne, ponieważ utwierdza mnie to w przekonaniu, że to co robię jest dobre, komuś służy i tak powinno być. Dodało mi to jeszcze więcej wiary i zapału do pracy. Gratuluję wszystkim nominowanym w mojej kategorii i cieszę się szczególnie, że specjalną nagrodą został wyróżniony muzyk, kolega, którego bardzo sobie cenię Bogdan Syk, ponieważ także on przyczynił się do budowania mojego sukcesu.
WŻ: Książka ważna dla Pana to...
KS: "Encyklopedia Muzyki Rozrywkowej”, "Historia instrumentów muzycznych”, "Słowniczek muzyczny”, "Zasady Muzyki”. Odkąd pamiętam, zawsze uciekałem do książek z kategorii muzyka. Nie mam ulubionej jednej książki, na co dzień czytam wiele czasopism o tematyce muzycznej m.in. "Muzyk”, "Estrada i Studio” , "Gitarzysta”. Wśród książek, jakie zawsze mam pod ręką, znajdują się te powyżej oraz "Muzyka z komputera” PC Format, "Muzyka,Technologia,MIDI”, "Rock przez cały rok”, "Poradnik młodego muzyka” i wiele innych pozycji.
WŻ: Marzenie do zrealizowania na najbliższe lata?
KS: Rodzina, dom, ogród, spokój, domowe studio nagrań... Jak wspomniałem na początku, mam wiele marzeń, wiele pomysłów. Do tej pory małym kroczkami udaje mi się realizować kolejne moje mniejsze i te większe marzenia. Na wszystkie przyjdzie czas. Marzę o realizacji musicalu, o założeniu chóru młodzieżowego, młodzieżowej orkiestry rozrywkowej, o szkole muzycznej dla moich wychowanków, o występach, koncertach, o nowym sprzęcie muzycznym, o tym wszystkim, o czym marzą muzycy. Jestem młody i za takiego się uważam, jak to mówią "wszystko przede mną”.
Od dłuższego czasu fascynuję się fotografią i jej obróbką, filmem, jego nagrywaniem i montażem. To moje drugie hobby i zainteresowanie, ta dziedzina sztuki także wymaga nakładów finansowych, nowe aparaty, kamery, wymienne obiektywy, oprogramowanie, statywy, lapmy, systemy stedycam, slidecamera to też marzenia. Obecnie w tygodniu uczęszczam na zajęcia we Wrocławiu, które dotyczą zaawansowanej obróbki zdjęć. Marzenia trzeba mieć, marzenia się spełniają.
WŻ: Trzy cechy, które pomogły Panu w tak młodym wieku osiągnąć wiele?
KS: Upór, zaangażowanie, szczerość (czasem do bólu).
WŻ: Dziękuję za rozmowę.
KS: Dziękuję!
Rozmawiała eco