Za co lubimy małe miasteczka
Niejaki literat Andrzej Bursa zapisaÅ‚ onegdaj: „Mam w d...maÅ‚e miasteczka”. Od kiedy trzy lata temu zamieszkaÅ‚am na wsi, caÅ‚y czas z tyÅ‚u gÅ‚owy czai siÄ™ pytanie: czy tak jak poeta niepokorny mam gdzieÅ›, co siÄ™ dzieje w moim city?
Odpowiedz jest prosta- byłam, jestem i będę człowiekiem mojego małego miasteczka. I im bardziej mi lat przybywa, z tym większym dystansem podchodzę do zmian zachodzących w mym miasteczku. Ale...
Co zatem stanowi koloryt małych miasteczek?
Na pewno mała anonimowość, wszyscy bowiem wiedzą, kto jest kto. Kiedyś mi to przeszkadzało, a dziś jakoś mniej. Znam niemal wszystkich w moim wieku i starszych. I fajnie, bo chociaż wiadomo, kto jest kto. Na kogo można liczyć, kto nie lubi zwierząt, kto zna się na pszczołach i kto naprawi mi buty.
Druga rzecz to znane mi niemal wszystkie kąty. Bo od dziecka obiegane, objeżdżonego rowerem, potem na wyprawach rówieśniczych a w końcu autem. I tylko żal, że zmienia się aż tak dużo. Wiadomo czasy się zmieniają, nasze potrzeby też. Ale szkoda tego małomiasteczkowego pejzażu, który tak był mi dobrze znany a teraz zmienia się za sprawą wiaduktów, przejazdów, obwodnic, zjazdów i rond.
Po trzecie rynek. To on stanowi miejsce kultowe, tu w końcu są najważniejsze ławki w mieście. Ich bywalcy to źródło danych socjologicznych. Patrząc na korzystających z tych ławek, wiem, kto jest wolnym człowiekiem, czyli emerytem, kto jest jeszcze bardziej wolny, czytaj niebieskim ptakiem, kto wpadł na chwilę do naszego miasteczka i spogląda na nie oczyma turysty. I znowu mi żal, gdy patrzę na wizualizację nowej płyty rynku, bo ani tam ławek, ani lipy szumiącej, ani niczego, co by łagodziło przytłaczający i wszechobecny bruk. A jak wyobrażę sobie jeszcze parkujące auta, to mi jakoś jeszcze bardziej smutno. I tak myślę, a dlaczego nie pójść w ślady tych, którzy już wiedzą, że małomiasteczkowość jest wielka przez dbałość o historyczne niuanse? Zatem sosna rynkowa niechaj trwa, jako trwa Maryjka.
Po czwarte czystość i porządek, bo jak nie to zaraz zadzwonimy do burmistrza! I nie jest tak wyłącznie teoretycznie, bo przecież dzwonimy w sprawach przyziemnych, ale jakże dla nas ważnych ważnych nie raz i nie dwa. Bo jest nas tylko kilka tysięcy i jako petenci na pewno czujemy się bliżej władzy, niż dajmy na to tacy wrocławianie.
Małe miasteczko ma być senne, czyste i trwać w stanie niezmiennym. Na tym polega jego piękno. My dopiero odkrywamy tę prawdę. I dlatego moje miejsce jest poza małym miasteczkiem, a dusza nadal w nim.
eco