Mówiąc poprawnie
Szanowni Państwo, miesiąc temu pisałam o regułach gramatycznych języka polskiego. O tym, dlaczego jest z nimi tyle problemów, w jaki sposób można się ich uczyć. Dzisiaj skupię się na nieco bardziej szczegółowym temacie, mianowicie na znakach diakrytycznych.
Wikipedia podaje bardzo przystępną definicję: „znaki diakrytyczne - znaki graficzne używane w alfabetach i innych systemach pisma, umieszczane nad, pod literą, obok lub wewnątrz niej, zmieniające artykulację tej litery i tworzące przez to nową literę [...]. W języku polskim jest dziewięć liter tworzonych za pomocą znaków diakrytycznych: ą, ć, ę, ł, ń, ó, ś, ź, ż”. Gdzie pojawia się problem? Najczęściej w SMS-ach i Internecie.
Jeśli ktoś jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień. Nie uwierzę, że jest wśród nas taka osoba, która regularnie korzystając ze smartfonu i tabletu, nigdy nie napisała wiadomości, pomijając typowo polskie litery. Czym jest to spowodowane? Najczęściej banałem, czyli pośpiechem. Napisanie „ę” zamiast „e” wiąże się przecież z przytrzymaniem klawisza o sekundę dłużej, a nam przecież zawsze się spieszy. Poza tym jeśli zamiast „zrobię to”, napiszę „zrobie to” - i tak wszyscy bez problemu zrozumieją mój komunikat, prawda?
Oczywiście, że prawda. Sama czasem tak piszę, ale tylko z bardzo biskimi mi osobami. Dlaczego nie ze wszystkimi? Wydaje mi się, że z szacunku. Chociaż brzmi to banalnie, tak właśnie jest. Ostatnio ktoś mi napisał: „łał, od razu widać, że interesujesz się językiem, bo piszesz z polskimi znakami, a tutaj, na Messengerze to wielka rzadkości”. W tym momencie się przeraziłam.
Moi znajomi wiedzą, że poprawne mówienie i pisanie traktuję bardzo poważnie. Czasami pokazują znalezione w Internecie ogłoszenia i każą mi je rozszyfrować. W niektórych przypadkach staram się myśleć, że ktoś napisał coś takiego wyłącznie dla wzbudzenia kontrowersji.
To już nie te czasy, kiedy za użycie znaków diakrytycznych w SMS-ach naliczane są dodatkowe opłaty, więc sknerzy mogą zacząć szukać nowego argumentu. W jakimś celu w naszym języku funkcjonuje zarówno „ł”, jak i „l”; „z” oraz „ź” lub „ż”. Nie bójmy się tego rozróżnienia. Na dodatek takie czytanie szybko męczy, bo o ile krótkie komunikaty są stosunkowo łatwe w odbiorze, o tyle
czytanie bardzo dlugiej wypowiedzi bez polskich znakow jest straszne, nie mowiac już o tym, jak prezentuje sie ona na lamach prasy!
W mailach (i wszystkich innych formach elektronicznej komunikacji) sytuacja ma się podobnie. Mimo wszystko, jeśli komuś od czasu do czasu zdarzy się napisać wiadomość bez użycia znaków diakrytycznych, nie ma co robić z igieł wideł. Jak zwykle radzę stosowanie „wzorcowych” form w każdej sytuacji, nawet podczas pisania z najbliższą przyjaciółką. Wtedy nasze głowy zakodują, że mamy pisać w uporządkowany, właściwy sposób.
Jeśli macie Państwo językowe dylematy i chcielibyście, żebym anonimowo rozwiała obawy na łamach „Wiadomości Żmigrodzkich”, zapraszam do kontaktu: klimkowska.aleksandra@gmail.com :)
Aleksandra Klimkowska