Felietonik - Suknia Megan
Wczoraj był ten ślub... Tak książęcy.
Była sobota, żmigrodzka Biedronka jakaś niezbyt tłumna, na ulicach miasteczka około trzynastej też mało ludzi. Pomyślałam, że wszyscy szykują się (duchowo?) do pierwszej komunii. A potem skojarzyłam. Nie, to ślub pary książęcej. I w te pędy pomknęłam do domu i włączyłam TV.
I co? I się nie rozczarowałam. Zerkałam na trwający parę godzin spektakl coraz bardziej zazdroszcząc, że w Polsce nie ma monarchii. Pokochałam angielską katedrę św. Jerzego, konie, stangretów, trawę, przekwitnięte bzy i arystokrację w kapeluszach i smokingach. Niby wszystko takie ograne, ale takie uspokajające.
I mimo swoich liberalnych poglądów aż mi do tego całego teatrum nie pasował chór gospel. Nie pasował, bo jakiś nie angielski tylko zza morza.
Potem godzinę słuchałam komentarzy na temat sukni Megan, co do której rozmówcy mieli różny stosunek. Ja miałam jeden - chciałabym raz w życiu taką mieć. I ten welon. I te dzieci niosące welon. I te uśmiechy. I to delikatne machanie dłonią . I ten uśmieszek Harrego. Przepiękne to wszystko.
I dlaczego to piszę? Ano nie pomyślabym, że mnie to widowisko tak pochłonie. Nawet dziś poczytałam w sieci jakieś nowe informacje na temat ślubu i jego szczegółów. No i przy okazji natknęłam się na parę newsów z polskich wydarzeń masowych, na przykład meczu Ekstraklasy w Poznaniu. I nagle mnie olśniło! Już wiem, dlaczego tak mnie wciągnęła wczorajsza bajka z Winsoru. Tam ludzie się lubią!!! U nas opluwają i złorzeczą. I zapragnęłam, żeby w moim kraju nastała monarchia, mądra królowa matka, ekologicznie żyjący następca tronu, dwóch trochę tylko niesfornych, a teraz jak malowane książąt, ich wybranki i ich suknie omawiane w newsach medialnych.
I wrzasnęłam sama do siebie: „Kobieto, obudź siÄ™, obejrzyj relacjÄ™ z Sejmu, poczytaj o chamstwie na trybunach i nie marz o angielskiej wsi spokojnej. Howk”
eco