Majówka w Czarnogórze jak z bajki...
1 zdjęcie27 kwietnia br. w godzinach wieczornych 35 uczestników wsiadło w Żmigrodzie do autokaru Wałbrzyskiego Biura Podróży JUWENTUR, by przez Czechy, Austrię, Słowenię następnego dnia w godzinach południowych zawitać do Trogiru w Chorwacji. Trudy całonocnej podróży zostały zrekompensowane wspaniałymi widokami zza szyb autokaru i ogromną sympatią między uczestnikami, która pogłębiła się jeszcze bardziej podczas samego pobytu w Czarnogórze.
W planie sobotniego pobytu w Trogirze było zwiedzanie przepięknej starówki. Poruszając się wąskimi uliczkami miasta, dotarliśmy przez Bramę Lądową do twierdzy Kamerlanego, wieży zegarowej i kościoła Świętego Dominika. Zachwyt nasz wzbudziła przepiękna palmowa promenada z przystanią jachtową, skąd rozpościerał się widok na port i panoramę wyspy Čiovo. Podążając dalej na południe, cały czas towarzyszyły nam skaliste Góry Dynarskie, później nurt rzeki Neretwy, a jeszcze dalej wody Adriatyku, które nie opuściły nas już do miejsca docelowego.
Następnego, trzeciego dnia byliśmy już w Dubrowniku, zwanym „perłą Adriatyku”. Prawie wszystkie zabytki skupiają się wewnątrz niewielkiego powierzchniowo starego miasta. Zachwyciły nas potęga miasta wzniesionego nad morzem, skały, które poddały się sile rąk ludzkich i dziś rosną na nich gaje oliwne. My rozpoczęliśmy zwiedzanie od okalających całe miasto murów obronnych, następnie klasztor franciszkanów i cienistą uliczką doszliśmy do malowniczej ulicy Stradum. Ta licząca około 300 metrów długości ulica, rozciągająca się od Bramy Pile do Bramy Ploce stanowi główną promenadę miasta, na której podziwialiśmy wiele słynnych zabytków, jak jeden z najstarszych obiektów sakralnych miasta - katedrę pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, klasztor Dominikanów, Pałac Sponza - to jeden z nielicznych budynków Dubrownika, który przetrwał trzęsienie ziemi w 1667 r. Jeszcze tylko ostatnie spojrzenie na kościół św. Błażeja, Pałac Rektorów - siedzibę władz i administracji Rzeczypospolitej Dubrownickiej i schodami udaliśmy się do kościoła Jezuitów. Dubrownik jest miastem, którego się nie zapomina, w naszej pamięci pozostanie jego piękno, harmonia i kultura oraz cudowny przekaz o tym mieście z kamienia i na kamieniu przez naszą urokliwą przewodniczkę. Wieczorem dotarliśmy do pensjonatu w Dobrej Vodzie, który był naszą bazą noclegową na pozostałe dni pobytu w Czarnogórze.
Po wyczerpujących trzech dniach podróży, czwarty przeznaczyliśmy na wypoczynek nad Adriatykiem. Ponieważ od samego rana słonko pięknie świeciło, więc wszyscy uczestnicy na różny sposób zagospodarowali sobie czas wolny, jedni spacerowali promenadą nadmorską, inni korzystali z kąpieli słonecznych, a byli i tacy, którzy połączyli je z kąpielą w ciepłych jak na tę porę roku, mocno zasolonych wodach morza Adriatyckiego. Morze zachwyca swym kolorem i czystością wody. Był to nasz pierwszy kontakt z tutejszą plażą i okolicami z bujną śródziemnomorską roślinnością. Wszyscy zaś zachwycaliśmy się piękną plażą w kształcie łuku o dł. 600m, która nosi nazwę Veliki Pijesak. Wieczorami z kolei podziwialiśmy bardzo malownicze zachody słońca.
Było i dla ciała, więc kolejnego, piątego już dnia było i coś dla ducha, a to za sprawą wyjazdu do pobliskiego Baru, jego nowej i starej części. Miasto o bogatej historii, o czym przypominają liczne zabytki, które zwiedziliśmy : mury obronne, przy których zrobiliśmy sobie grupowe zdjęcie, dalej twierdzę, kościół pw. św. Mikołaja, bramę miejską, kościół pw. św. Jana, pałac biskupi i ruiny kościoła św. Jerzego. Zaś w nowej części kościół katolicki, cerkiew i piękny bulwar nadmorski. Miasto słynie z najstarszego w Europie drzewka oliwnego - Stara Maslina, które podobno pamięta czasy Chrystusa. Urok tego kurortu podkreślają malownicze uliczki, kawiarenki i restauracje. Z otaczających miasto murów Starego Baru zwanego „ Bałkańskimi Pompejami ”rozciąga się przepiękna panorama.
Szóstego dnia znowu wypoczywaliśmy na kamienistej plaży w Dobrej Vodzie. Mieliśmy to szczęście, że przez cały dotychczasowy czas słoneczko było nam bardzo łaskawe i mogliśmy do woli korzystać z jego uroków. Urokliwe i ciche to miejsce.
Następnego, siódmego dnia wybraliśmy się do Tirany, stolicy Albanii. Zanim tam dotarliśmy podziwialiśmy górujący w oddali zamek w mieście Skhoder, a w samym mieście katedrę katolicką, zaś drugim miastem, które wywarło na nas niesamowite wrażenie, to miejscowość Kruja ze swoim charakterystycznym zamkiem. Droga do zamku prowadziła przez bardzo ciekawy drewniany turecki bazar pełen kramów z lokalnymi pamiątkami, które zakupiliśmy. W odległości ok. 25km od stolicy znajduje się jedyne w Albanii międzynarodowe lotnisko im. Matki Teresy z Kalkuty. Naszym przewodnikiem po mieście był albańczyk, który ukończył w Krakowie AGH. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od Placu Skanderbega, przy którym znajdują się budynki: meczetu Hadżi Ethem Beja, Muzeum Historycznego, Hotelu Tirana, Pałacu Kultury, Opery (pod którą kamień węgielny położył Nikita Siergiejewicz Chruszczow) i Banku Narodowego oraz pomnik Skanderbega, który postawiono w 1968 roku z okazji 500 rocznicy śmierci tego największego albańskiego bohatera narodowego. Z pewnej odległości widoczna była tzw. piramida wybudowana za (bagatela!) 700 milionów dolarów i oddana do użytku w 1988 roku jako muzeum Envera Hodży. Obecnie jest to Międzynarodowe Centrum Kultury. Sam budynek z zewnątrz nie prezentuje się za dobrze i chyba przydałby mu się remont. Jeszcze tylko rzut okiem na bunkier, który jest jakąś tam atrakcją turystyczną i fragment muru berlińskiego i nasze zwiedzanie dobiegło końca, równo z zaczynającym padać deszczem, który przerodził się w burzę towarzyszącą nam w drodze powrotnej do aż pensjonatu i trwającą jeszcze do późnych godzin nocnych.
Kolejny, ósmy dzień był ostatnim dniem wyjazdu na zwiedzanie. Tym razem udaliśmy się najpierw do Kotoru, mając fiord Boki to po lewej, to po prawej stronie. Niesamowite wrażenie, ten karkołomny wjazd powodował, że mieliśmy zawrót głowy gwarantowany. Doskonała technika jazdy naszych kierowców zasługiwała ze wszech miar na wielką pochwałę. BRAWO PANOWIE.
Ta malownicza wyspa to jeden z najpiękniejszych klejnotów w szkatułce Morza Śródziemnego.
Nasze czujne oczy dojrzały dwie wieże katedry Świętego Trifona, najważniejszego zabytku sztuki romańskiej w Czarnogórze. Plątanina asymetrycznych, wąskich uliczek, z licznymi kameralnymi placykami, rynkami : m.in. Broni, Bogatych, Kobiet, Kotów czy św. Łukasza i romańskimi kościołami, tworzy jeden z najlepiej zachowanych w Europie średniowiecznych systemów miejskich. Nie dziwi więc, że Kotor został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Malownicze zaułki, urocze sklepiki i gwarne kawiarnie zrekompensowały nam brak plaży z naddatkiem. Ostatnim miejscem w planie zwiedzania tego dnia i w ciągu całego pobytu była Budva- największy i najpopularniejszy kurort Czarnogóry, który ściąga rzesze rosyjskich i zachodnich milionerów. Ta niewielka, zbudowana pod koniec XV wieku starówka w Budvie tchnie spokojem i zachwyca urodą. Krążąc wśród zaułków, raz po raz natrafialiśmy na małe placyki (Poetów, Malarzy czy Teatrów) otoczone niewysokimi kamienicami, ze starymi fontannami na środku i drewnianymi ławkami w cieniu palm. W drodze do Budvy podziwialiśmy największą atrakcję Czarnogóry- Sveti Stefan czyli niewielki półwysep na Adriatyku, dzisiaj to ekskluzywny kompleks wypoczynkowy, w którym wypoczywali m.in. Orson Welles, Elizabeth Taylor, Sophia Loren, Sylvester Stallone, Claudia Schiffer, Kirk Douglas, a nawet księżniczka Małgorzata.
Nadszedł dzień wyjazdu. Po drodze co rusz wracały wspomnienia ze znanej nam już trasy i ciągle z tęsknotą zerkaliśmy to na góry, to na morze. Do domu powróciliśmy co prawda zmęczeni, ale jakże bogatsi o kolejne wspomnienia. Będziemy teraz mieli czas na rozpamiętywanie tego wszystkiego, bo na kolejnej wycieczce spotkamy się dopiero we wrześniu udając się do Francji na Lazurowe Wybrzeże. Gościnność, życzliwość, zadowolenie, uśmiech, przemiła i pomocna obsługa, pyszne jedzenie...wszystko to sprawiło, że w ocenie uczestników wycieczki, wyjazd był super udany, a wszystko dzięki temu, że uczestnicy od dawna już stanowią zgraną, sympatyczną grupę i mamy takiego wspaniałego organizatora w osobie Ani Kononowicz.
Tekst i foto:
Marian Purczyński