Mówiąc poprawnie
Szanowni Państwo, w dzisiejszym artykule chciałabym poruszyć dwie kwestie. Pierwsza związana jest z jakże bliskim naszej lokalnej społeczności tematem - piłką nożną. Ponadto jesteśmy w trakcie rozgrywek mundialowych. Czy spotkali się Państwo z dylematem związanym z odmianą słowa
mecze? Nie oglądaliśmy
meczy czy
meczów? Drugą kwestią jest kategoria żywotności rzeczowników, która na gruncie języka polskiego pojawiła się w XIV wieku. Brzmi strasznie? Tylko z nazwy. Zastanowimy się, dlaczego mówi się na przykład, że wychodzi się
za mąż, a nie
za męża.
Zaczynamy od piłki nożnej. Przyjmuje się, że obie formy są teoretycznie poprawne. Korpus Języka Polskiego PWN wskazuje jednak, że forma
meczy jest czterokrotnie rzadziej używana, na dodatek występuje wyłącznie w sferze języka potocznego. Pewnego razu jeden z językoznawców, z którym miałam zajęcia, powiedział, że
meczy to koza (tak samo jak kogut pieje, a pies szczeka), a jedyną akceptowalną formą słowa
mecze w dopełniaczu (kogo? czego?) powinno być
meczów. I ja z takim tłumaczeniem się zgadzam. Faktycznie można zauważyć, że dziennikarze sportowi stosują wyłącznie formę
meczów, a użycie
meczy uchodzi za pewnego rodzaju językowe
faux pas. Ktoś jednak może oburzyć się na takie tłumaczenie. Spójrzmy na podobny przykład:
miecze. Nie ma
mieczy brzmi nawet lepiej, niż nie ma
mieczów. Cóż, chyba czas najwyższy pogodzić się z tym, że w polszczyźnie mamy mnóstwo wyjątków. Ekspansywna końcówka
-ów nie wpłynęła na każde słowo. Jest to związane z gramatyką historyczną języka polskiego i wymagałoby nieco bardziej szczegółowego uzasadnienia.
Spojrzymy jednak na inny aspekt gramatyki historycznej.
Wyjść za mąż;
na miły Bóg;
na koń, żołnierze! Dlaczego nie wychodzimy za
męża, nie mówimy na miłego
Boga, a żołnierze nie wsiadają na
konia? Zanim język polski przybrał kształt, jaki znamy dzisiaj, kształtowało go wiele czynników; wpływy innych języków słowiańskich, pojawienie się nowych rzeczy, a w związku z tym nazewnictwa. Gramatyka coraz bardziej się rozbudowywała. (Chociaż, prawdę powiedziawszy, gramatyka współczesna wydaje mi się być zdecydowanie prostsza niż ta sprzed kilku stuleci ). Przechodząc do meritum: do XIV wieku mieliśmy także siedem przypadków, przez które odmienialiśmy słowa. Przy czym mianownik (kto? co?) był zawsze taki sam jak biernik (kogo? czego?). Aż w XIV wieku stwierdzono, że należy wprowadzić kategorię żywotności. Co oznaczało to w praktyce? Że wszystkie rzeczowniki, które nazywają istoty żywe, w bierniku zmienią formę, najczęściej zakończoną na
-a w rodzaju męskim
. Zatem modlimy się do Boga (a nie do Bóg), mamy męża (a nie mąż). Jednak kilka wyrażeń było tak utarte w języku, że postanowiono ich nie zmieniać. Dlatego dziś wychodzimy za (kogo? co?) mąż, ale mamy (również kogo? co?) męża.
Aleksandra Klimkowska