Polowanie Dian
Dwa dni (sobota i niedziela) - tyle trwało polowanie Dian zorganizowane przez Wojciecha Radomskiego.
Mało kto wie kim są Diany, już tłumaczę. To panie które polują - myśliwe. Ktoś, nie powiem kto, spytał mnie czy to oznacza, że te panie uciekały a mężowie do nich strzelali. Nie! To nie o to tu chodzi.
Cztery kobiety i dwunastu mężczyzn z różnych rejonów Polski, spotkało się w Niezgodzie na polowaniu na kaczki. Choć może nie jeden myśliwy chciałby upolować większą zwierzynę. Ponieważ niewiast było mało przyłączyli się również panowie. Pogoda dopisała, zwierzyna również. Łącznie podniesiono 92 kaczki, aż ślinka cieknie na myśl co można byłoby z nich przyrządzić do zjedzenia. Niestety nie dane mi było spróbować. Może następnym razem?
Jeśli zastanawiacie się jak wygląda takie polowanie to już tłumaczę.
Może trudno uwierzyć tym , którzy mnie znają, że wzięłam udział w polowaniu. I o dziwo nie założyłam szpilek. Przynajmniej pierwszego dnia.
Umówiłam się z organizatorem polowania na 9.00 w sobotę - sprzątanie odłożyłam na później - liczyłam na to, że się zgubię i nie będę musiała sprzątać. Oj przeliczyłam się. Pan Wojciech strzegł mnie jak oka w głowie, mimo iż szczęścia mu nie przyniosłam - "zdobył” tylko (a może aż) dwie kaczki. Stałam wiernie na straży. Wszyscy polowali na kaczki a ja - na dźwięki.
Na zbiórkę wezwał nas odpowiedni sygnał, organizator poinformował również na który staw jedziemy żeby zapolować.
Ustalono, że trzy osoby strzelają z łódek, reszta z brzegu pod kątem 60 stopni. Kiedy pan Dariusz Kraśniewski - jeden z prowadzących polowanie zaczął mówić na temat strzelania zaczęłam się niepokoić czy aby na pewno jestem bezpieczna, ale pomyślałam, że to przecież doświadczeni (chyba) myśliwi.
Zagrano apel na łowy i po nim rozeszliśmy się na stanowiska.
Pierwszy strzał miał być sygnałem do polowania, ale jak się późnej okazało nie przez wszystkich był on słyszany. Jeden z uczestników po ok. 3 min. zaczął się niepokoić tym bardziej, że kaczki zaczęły mu już siadać na kapelusz czy aby nie przegapił ustalonego sygnału, jak się okazało można było strzelać już od wspomnianych przeze mnie 3 min.
O dziwo czas na polowaniu mija bardzo szybko. Gdy już wystrzelano kaczki, które się dały upolować, przyszedł czas na posiłek i kolejny staw.
Jeśli myślicie, że po całym dniu wyczekiwania na zwierzynę i strzelaniu do niej myśliwi mają dość, to jesteście w błędzie. Oni jeszcze wieczorami wracają, kiedy się zmierzcha, podczas gdy te wystraszone zwierzęta wracają na stawy.
Drugi dzień wyglądał podobnie z tą różnicą, że ja byłam mniej odpowiednio do polowania ubrana. Tym bardziej, że miał być tzw. pokot - czyli uroczysty obrzęd zakończenia polowania zbiorowego, podczas którego składany jest raport o jego przebiegu, a także o ubitej zwierzynie (ułożonej pokotem) . Ogłasza się, kto został królem, a kto został pudlarzem polowania. Pokot był, ale później niż się spodziewałam w związku z tym w szpilkach i spódnicy pojechałam znowu na polowanie. Broni mi nie dali, ale gdybym mogła rzucić butem w kaczkę na pewno jakąś bym upolowała. Na miejscu okazało się, że kaczki chyba telepatycznie nasz wyczuły, bo wszystkie uciekły, a może mój strój je przeraził? Nie wiem. Fakt pozostaje faktem, tym razem "uśmiercono” tylko dwie kaczki. Nie było na co czekać więc wróciliśmy do Kwatery Myśliwskiej w Niezgodzie, gdzie uczestnicy polowania przez te dwa dni mieszkali, na wspomniany już pokot ,podczas którego wręczono medale.
Królem polowania( przypominam Dian) został Piotr Augustyński z liczbą kaczek 24. Królem polowania zostaje myśliwy, który na danym polowaniu zbiorowym pozyska największą ilość zwierząt.
Drugie miejsce zajął Jacek Ryś. Jeśli chodzi o Panie - Diany, to vice królem została Grażyna Ambroziak, natomiast Barbara Grynia została królem pudlarzy.
Tytuł ten przypada myśliwemu, który oddał najwięcej niecelnych strzałów.
Na zakończenie pokotu zagrano zwierzę na rozkładzie oddające hołd zabitej zwierzynie.
Choć atmosfera panująca na polowaniu wciąga, ja się nie skuszę. Na polowania się nie nadaję i nie chodzi tu o obuwie w jakim chodzę, jestem zbyt niecierpliwa, a i nie strzeliłabym do żadnego zwierzęcia.
Darz Bór!
Ewa Miedzwiecka