Przed wojną na ziemi żmigrodzkiej... Fragmenty wspomnień, cz. 9
Dziś kolejna porcja wspomnień od pana Manfreda Seidel, pochodzącego z Góreczki (dawniej Berghof, część Barkowa), który przekazał mi opis i wspomnienia życia przed 1945 r. w tamtych stronach opracowane przez Waltera Seidela. Życzę przyjemnej lektury!
Sylwester
Nadszedł Sylwester. Na ten wieczór przygotowano wiele różności. O godzinie 17 wzięliśmy wszyscy udział we mszy świętej kończącej rok w naszym pięknym kościele parafialnym.
Na świąteczną kolację często przychodzili goście. Raz była to rodzina Grzimek. Ten wieczór upływał tak przyjemnie, że młodzież cofnęła zegarki o 2 godziny. Świętowanie miało trwać przecież dłużej... Czy dorośli się zorientowali, tego nie wiem, w każdym bądź razie bawiliśmy się razem. Tańczono wesoło przy dźwiękach gramofonu. Kropelki i piwo z syfonu dopełniły reszty. W wieczór sylwestrowy odlewano też ołów. Nowy Rok witano kilkoma strzałami z broni i trąbieniem w róg myśliwski.
Rok w Berghofie
Przebieg roku w Berghofie był różnorodny. W styczniu prawie zawsze leżał u nas śnieg i było bardzo mroźno. Z powodu krótkich dni praca rozpoczynała się przy świetle dziennym, oprócz tej w oborach. Kwadrans przed rozpoczęciem dnia pracy dzwonił dworski dzwon, który znajdował się w przybudówce obory dla krów. Punktualnie o ustalonej godzinie rozpoczynano przydzielone czynności. Ośmiu kierujących zaprzęgami wyprowadzało konie z obór i rozpoczynało swoją pracę. Każdy wiedział dokładnie co ma robić. Zimą rozwożono wozami gnój z wysokich stosów znajdujących się na podwórzu i z obory młodego bydła na pola. Codziennie przywożono też z ziemnego silosu karmę dla mnóstwa zwierząt. Przywożono także drewno, przeważnie opałowe, z własnego lasu albo z lasu książęcego, gdzie było kupowane na aukcjach drewna. Ponieważ ogrzewano tylko drewnem, każda pracująca we dworze rodzina otrzymywała swój deputat.
Każdy chciał oczywiście otrzymać ogromne fury z dobrym drewnem. Dla sprawiedliwości stosy drewna były wcześniej losowane.
Przy lekkim mrozie orano ziemię. Budynki i obory potrzebowały również usprawnień.
Większa część z ubiegłorocznych żniw nie była jeszcze wymłócona. Do młócki potrzebnych było około 15 osób. Niewymłócone zboże leżało w stodołach lub w stodołach na polu. Przed stodołami stał angielskiej produkcji lokomobil na parę. Na nas dzieci działał on jak magnes. Później był też duży silnik elektryczny. Skrzynia młócąca stała w stodole. Równomierne brzęczenie wypełniało powietrze, z wrót stodoły wydobywał się kurz. Hermann Kühn, dobroduszny i niezawodny człowiek kierował naszymi maszynami. Już dwie godziny wcześniej musiał on podgrzać maszynę parową, aby kocioł nabrał potrzebną siłę do napędzania skrzyni młócącej i do późniejszego sprasowania. Kocioł parowy miał tak dużo interesujących części, że aż serce chłopięce biło mocniej. Do rozruchu używano drewna, ale potem tylko węgiel kamienny do grzania. Po prawej stronie kotła znajdowała się duża beczka z wodą, z której maszyna mechanicznie ściągała wodę na wytworzenie pary. Obok stało urządzenie na wodę o 1000 - litrowej pojemności. Po lewej stronie kotła znajdowało się koło napędowe mierzące ok. 1,5 m średnicy. Ponad nim założony był skórzany pas napędzający, który napędzał skrzynię młócącą. Mały pas napędzał podnośnik i tłok pompy lokomobilu. Z wysokiego komina unosił się lekki dym. Tak właściwie para unosiła się wszędzie z zaworów i tłoków pompy. Zimową porą od kotła rozchodziło się przyjemne ciepło. Woda w zbiorniku zawierała niewiele oleju i tym samym rozchodził się od niej specyficzny zapach. Jeszcze dzisiaj mam go w nosie.
Prowadzący maszynę, pan Kühn był najważniejszą osobą przy młócce. Miał on zawsze coś do zrobienia, do naprawy, do posmarowania, pomagał też odbierać worki ze zbożem. Dla nas był on zawsze uprzejmy. Zboże w workach kładziono na wóz, aby potem zgromadzić je w magazynie. Albo też było zawiezione do spółdzielni na sprzedaż. Pszenica albo jęczmień były sypane do worków 50- lub 75- kilowych. Była to solidna waga dla mężczyzny, który musiał się z nimi wspinać po schodach do góry, aby zanieść je do magazynu zbożowego.
Słomę zanoszono do obór ze zwierzętami albo ustawiano ją w sterty, ze względów bezpieczeństwa przeciwpożarowego, z dala od dworu.
Jolanta Becela
Paweł Becela